Na krawędzi dnia, gdzieś pomiędzy jawą a snem znalazłem się w pokoju. Jedyne, co tam zobaczyłem to niekończące się rzędy małych, prostokątnych szufladek. Kartoteka. Zajmowała ona całą ścianę. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, że każda szufladka jest opatrzona odpowiednim napisem. Pierwszy, który przykuł mój wzrok brzmiał "Ludzie, których lubiłem". Otworzyłem szufladkę i zacząłem przeglądać kartki ze środka. Rozpoznawałem imiona umieszczone na nich: Ania, Andrzej, Marta...
Zamknąłem szybko tą szufladkę. Nagle
uświadomiłem sobie, gdzie jestem. Ten pokój, te martwe rzędy szufladek to
brutalny katalog systemu mojego życia. Na tysiącach posegregowanych karteczek
zapisane były wszystkie czynności, myśli i słowa mojego dwudziestoletniego
życia; nawet te, o których sam dawno już zapomniałem. Uczucie niesamowitości i
ciekawości mieszało się z przerażeniem gdy otwierałem kolejne szufladki. Jedne
przynosiły radość, ciepłe wspomnienia inne uczucie tak wielkiego wstydu, że aż
musiałem się obejrzeć za siebie by sprawdzić, czy nikt mnie nie widzi...
Przegroda z napisem "Przyjaciele" była tuż obok "Przyjaciele,
których zdradziłem". Niektóre napisy były mi znane, inne mniej, jeszcze
inne były mi zupełnie obce. "Książki, które przeczytałem",
"Kłamstwa, które mówiłem", "Dowcipy, z których się
śmiałem". Wstrząsająca była dokładność zawartych na kartkach informacji,
"Rzeczy, które robiłem w złości", "Rzeczy, które mruczałem pod
nosem na moich rodziców". Nie było mi do śmiechu. Wciąż zaskakiwały mnie
czytane zdania. Niektórych kart było więcej, niż chciałem, innych mniej niż
miałem nadzieję.
Czy to możliwe, że podczas 20 lat życia
zapisałem "sobie" te wszystkie karteczki? Jednak każda z nich była
prawdą, każda zapisana moim pismem, opatrzona moim podpisem. Gdy wysunąłem
szufladkę "Piosenki, które słuchałem" uświadomiłem, że ona nie ma
końca. Zamknąłem ją szybko. Wstydziłem się. Nie tego jakich piosenek słuchałem,
tylko tego, ile czasu poświęciłem na ich słuchanie...
Nagle mój wzrok padł na szufladkę opatrzoną
napisem "Pożądliwe myśli". Wysunąłem ja tylko na centymetr aby nie
widzieć całej jej długości. Przeczytałem jedna karteczkę. Byłem zaszokowany jej
dokładnością. Czułem się wręcz ohydnie wiedząc, że nawet tak krótki moment
mojego życia został zarejestrowany. Poczułem w sobie obezwładniającą
wściekłość, wręcz bezsilność... Wiedziałem tylko jedno- nikt nigdy nie może
dowiedzieć się o istnieniu tego pokoju! Muszę go zniszczyć!!! W przerażającej
złości szarpnąłem kartoteką. Jej rozmiar nie był ważny. Musiałem ją
zniszczyć... a jednak nie udało się. Karteczki były niezniszczalne. Byłem
bezradny.
Włożyłem pojedyncze szufladki na swoje
miejsca. Wiedziałem, że nie dam rady... Oparłem się o ścianę i ciężko
westchnąłem. Dopiero wtedy zobaczyłem szufladkę z napisem "Ludzie, z
którymi podzieliłem się Ewangelią". Jej uchwyt był bardziej lśniący niż
pozostałe, prawie nietknięty. Z przykrością stwierdziłem, że jej długość nie
jest większa niż 4 centymetry. Mogłem policzyć jej kartki na palcach jednej
ręki.
Po moich policzkach potoczyły się łzy.
Poczułem w sercu ból i zacząłem się trząść. Padłem na kolana i płakałem jak
mały dzieciak. Płakałem ze wstydu, z przerażającego mnie wstydu... Rzędy
szufladek rozmazywały się w moich oczach. Nie, nie, nikt nigdy nie może się
dowiedzieć o istnieniu tego pokoju!!! Muszę go zniszczyć i zamknąć na klucz...
Gdy otarłem łzy, zobaczyłem, że nie jestem
sam. W kącie pokoju stał ON... NIE, NIE, TYLKO NIE ON! NIE TU! KAŻDY, TYLKO NIE
JEZUS!!!
Bezsilnie patrzyłem, jak otwierał szufladki
i czytał ich zawartość. Gdy wreszcie zmusiłem się, aby spojrzeć mu w oczy...
zobaczyłem smutek. Smutek jeszcze większy niż mój własny. Dlaczego On musiał je
wszystkie przeczytać? Wreszcie odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie.
Patrzył na mnie z wielkim współczuciem, nie było to jednak współczucie, które
mnie denerwowało. Spuściłem wzrok i znów zacząłem płakać. Jezus podszedł do
mnie i objął mnie. Mógł tyle powiedzieć - ale On milczał. Nagle zaczął płakać
razem ze mną.
Wstał i podszedł do kartoteki. Otworzył
pierwszą z brzegu szufladkę, po kolei wyjmował z niej obciążające mnie kartki.
Moje imię wpisane na nich przykrywał swoim podpisem. "Nie!!!"-
krzyknąłem. Chciałem wyrwać te kartki., "Nie", "nie!"- Jego
imienia nie powinno tam być! Ale tak było. Pisane taką głęboką czerwienią, taką
ciemną, taką żywą. Imię Jezusa zakrywało moje na coraz większej ilości kartek.
Było pisane krwią. Jezus otwierał kolejne szufladki uśmiechając się do mnie
smutno i podpisywał, podpisywał, podpisywał... Zamknął ostatnią szufladkę,
podszedł do mnie, położył swoją rękę na moim ramieniu i powiedział
"WYKONAŁO SIĘ"...
Wstałem i On wyprowadził mnie z pokoju. Nie
było żadnych zamków w drzwiach. Żadnych zamków - gdyż jest jeszcze wiele
pustych krat do zapisania... Nie ma już obciążających mnie kart w tamtym
pokoju, a moje życie nie dobiegło jeszcze do końca...